fuszer napisał(a):Petro napisał(a):Ale cóż, gdy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze.
A może Magnus wolał wygrać bardziej zdecydowanie. +3 wygląda lepiej niż +1

Przypuszczam, że mogło chodzić o przewagę psychologiczną i oszczędzanie sił na dogrywkę. Magnus nie miał na sobie już żadnej presji, natomiast u Caruany była coraz większa.
fuszer napisał(a):Wielu ogłosiło Caruanę najgroźniejszym pretendentem, a tu się okazało, że Karjakin (który podobno był słaby i przypadkowy) zrobił jednak lepszy wynik, bo po remisie w klasyku (gdzie nawet objął prowadzenie), w dogrywce nie został rozjechany jak kandydat, urwał przynajmniej 2 remisy.
Też odnoszę wrażenie, że Karjakin był mocno niedoceniany. W moim odczuciu był to bardzo niewygdony przeciwnik dla Magnusa - solidny, cierpliwy, nie "podpalał się", żelazna psychika (co pokazał miniony turniej pretendentów). Nic dziwnego, że Magnus czuł respekt i rezygnował z ryzykownych otwarć.
Daniel napisał(a):Tu jest inaczej, jest poczucie wyjątkowości zdarzenia, a przy tym jest zachowany szacunek dla tradycji, mecz dwóch postaci, tak jak już w XIX wieku.
Też jestem zwolennikiem obecnej formuły wyłaniania mistrza świata. Przypomina mi system obecny w boksie/sportach walki. Oprócz wspomnianego prestiżu i wyjątkowości ma jeszcze jedną zaletę - jest medialny. Łatwiej relacjonować i interesować się pojedynkiem i wynikami dwóch gości niż rozgrywkami długiego turnieju (gdzie zawodników i wyników byłoby wiele). W formule meczu w historii zapisuje się również pretendent (ich też nie ma tak wielu) i od razu przechodzi solidny "egzamin na mistrza", gdzie "egzaminatorem" jest obecny mistrz. Wtedy ma okazję się wykazać i udowodnić czy jest gotów nosić tytuł mistrza.